Na wstępie powiem że mówiąc „zwyczajny człowiek” nie mam na myśli człowieka prostego jak funkcja stała. Myślę tu o większości społeczeństwa posiadającego przynajmniej wykształcenie średnie. Idiotyczność sytuacji wernisażu nie polega na braku zroumienia sztuki lecz na atmosferze. Mało to Artyści sami ją rozładowywują częstując gości lampką wina czy też ciasteczkami albo owocami tropikalnymi czy też owocami morza. Idiotycznie nie czują się tylko inni artyści albo aspiranci do tego miana. Zatem w tym miejscu nasuwa się moje pytanie. Dla kogo jest tworzona sztuka?
Odpierając atak mówię. Sztukę przeciętny posiadacz świadectwa dojrzałości lubi. Obserwuje ją na ulicy nie zdając sobie pewnie sprawy że ogląda street art, lubi pójść do galerii obejrzeć obrazy…Nawet te z końca XXw. ,nawet te nazwane przez kołtunów bohomazami. Interesują się formą plastyczną i rozumieją że sztuka nie musi być ładna,rozumieją że dzieło sztuki jest nośnikiem idei. Wiedzą że cermiczny wazon jest formą dekoracyjną czyli sztuką estetyczną. Mają również świadomość że jeżeli już zechcą odwiedzić galerię inną niż handlowa to znajdą tam raczej nośniki idei niż sztukę dekoracyjną.
Ale znaleźć się na wernisażu to koszmar. Sztuka staje się tworem wytwarzanym przez wychudzone a jednak napuszone potwory, zdające sobie sprawę ze swojej wyższości nad resztą społeczeństwa.
A przecież ludzie tak bardzo chcieli by pokochać sztukę.
Artyści odpowiadają że kochają swoich odbiorców. Odbiorcy kochają artystów. Odbiorca jest artystą. Artysta jest odbiorcą.
Wniosek w takim razie jest następujący. Sztuka nie należny do sfery życia przeciętnego absolwenta szkoły średniej.
Krzysztof Lutnicki